sobota, 26 października 2013

A potem znów powiem Ci, że możesz mi ufać.

Zuza:
Zapach świeżo parzonej kawy, ciasta kokosowego i ten mocny zapach michałowych perfum. Kojarzy mi się to z beztroskimi czasami, kiedy zakochana po uszy czekałam aż przyjdzie po mnie do pracy. Z jego mieszkaniem i długimi nocami w jego łóżku. W jedną z takich nocy poczęła się Oliwka. Moje największe szczęście. Lecz On nie wiem, że ma z nią cokolwiek wspólnego. Siedzi naprzeciwko mnie w moim dawnym miejscu pracy i słuch opowieści o Kruszynce. Po kilku telefonach i nieodebranych wiadomościach zgodziłam się z nim spotkać. Po pracy napisałam Michałowi wiadomość, że będę później i że wszystko mu wytłumaczę jak wrócę i ruszyłam w wyznaczone miejsce. Mam kilka spraw, które murze wyjaśnić. Jedną jest On.
   - Kiedy ma urodziny? - unoszę wysoko brwi wyrwana z zamyślenie. - Oliwia?
   - 18 marca. Urodziła się jako wcześniak. Termin miałam na Kwiecień. - zamieszałam łyżeczką w filiżance z kawą spoglądając na Bąkiewicza.
   - Ciężko dostrzec w niej podobieństwo do Kubiaka - sztuciec wypadł mi na stolik rozlewając przy tym kilka kropel kawy. - Bardziej podobna jest do ciebie.
Zaśmiałam się nerwowo rzucając jakiś głupi teks o tym, że nie mogę się jej wyprzeć. Ręce pomału zaczęły mi się trząść na myśl, że Michał może domyślić się prawdy. Jak wtedy obronie się przed jego atakami? Jak wytłumaczę mu dlaczego stało się tak jak się stało, dlaczego ukrywam przed nim prawdę? Jak wpłynęłoby to na mój związek z Miśkiem?
   - Zuza jesteś tu?
   - Przepraszam zamyśliłam się. - musiałam szybko się otrząsnąć. Nie mogę zdradzić, że coś jest nie tak. Wzdycham myśląc nad pytaniem, które mogłabym mu zadać.
   - Dlaczego chciałeś się spotkać? Po co? - patrzy na mnie pewnie, po czym moczy usta w gorącej cieczy.
   - Żeby wyjaśnić sobie wszystko. Porozmawiać na spokojnie. Zresztą stęskniłem się za tobą. - Prycham zdecydowanie zbyt głośno. Miał tyle czasu na wyjaśnienia. Choćby w noc mojego przyjazdu do jego mieszkania w Maceracie. Wtedy był czas i miejsce na to by wyjaśnić mi swoje zachowanie. Teraz, po ponad dwóch latach, jest już za późno.
    - Nie uważasz, że trochę na to za późno. Nie ma już co wyjaśniać, za co przepraszać. Każde z nas ruszyło w swoją stronę. Obrało swój kurs w żuciu. Ja mam Michała i moją córkę. Ty...
    - Ja nie mam nic.
    - To nie moja wina Michał - Starałam się jak mogłam, aby wszystko naprawić. To on zniszczył wszystko.
    - Więc dlaczego nie powiesz mi prawdy. Dlaczego mi ją odbierasz? - Otworzyłam szeroko oczy a oddech przyśpieszył mi niemiłosiernie.
    - Słucham?
    - Kiedy miałaś zamiar powiedzieć mi, że Oliwka to moja córka nie Kubiaka? - znieruchomiałam. Para przestała się unosić znad filiżanki gorącej herbaty, a świat jakby stanął w miejscu. Patrzyłam się na Bąkiewicza jak na obrazek. Serce jakby przestało mi bić, w uszach dudniło, a oczy pomału zachodziły łzami. Skąd on o tym wie? Kto mógłby mu powiedzieć.
    - Zgadłem. Po twojej reakcji widać, że trafiłem. Oliwka jest moją córką?
    - Tak - wychapałam czując okropną suchość w ustach.
    - To chciałaś mi wtedy powiedzieć. Dlatego przyleciałaś do Maceraty? - pokiwałam głową na znak, że ma rację.
    - Właśnie to tak usilnie próbowałam ci przekazać. Lecz nie chciałeś mnie słuchać.
    - O mój Boże. Ukrywałaś to przez tak długi czas? Wszyscy ukrywaliście! - był zdenerwowany. Dłonie zacisnął w pięść, a twarz mu poczerwieniała. Zaczęłam obawiać się tego co zaraz może się wydarzyć.
    - Nie chciałam krzyczeć tego przez zamknięte drzwi twojego mieszkania. Odtrąciłeś mnie. A tak właściwie nas. Nie możesz teraz mieć o to do mnie pretensji Michał. Wiedziałeś że chcę ci coś powiedzieć, a mimo to mnie nie wysłuchałeś. Chcesz kogoś obwiniać? Zacznij od siebie Michał. Odtrąciłeś mnie i swoją córkę. - powiedziałam to na tyle spokojnie jak tylko potrafiłam, po czym wstałam i odeszłam od stolika. Poczułam ulgę. Ulgę, że w końcu Michał wie o wszystkim. Teraz mogę tylko czekać na konsekwencje jakie to za sobą niesie. Ale wiem jedno. Mając Michała po swojej sotnie, nic nie zagrozi mi ze strony Bąkiewicza.


Bartek:
 Obiecałem jej.
Obiecałem jaj tak wiele rzeczy. Mimo iż starałem się dotrzymać złożonych obietnic - poległem. Nie byłem przykładnym mężem, kochaniem ani przyjacielem. Złamałem przysięgę małżeńską, złamałam obietnice, złamałem także i ją. Nigdy nie widziałem jaj takiej smutnej, pozbawionej energii do życia, pozbawianej jej naturalnej lekkości. Nawet wtedy gdy poznałem ją w najsmutniejszym okresie jej życia. Wtedy gdy jej marzenia prysły jak bańka mydlana. 
Ona także mi coś obiecała. Miała nigdy we mnie nie wątpić, miała pozwolić mi naprawić moje błędy. Do pewnego czasu tak było.
Pamiętam, że kiedy zapomniałem o jej urodzinach sądziłem że się na mnie obrazi. Nie zrobiła tego. Zrozumiała, że miałem na głowie turniej siatkarski. A kiedy zniszczyłem jaj ulubiona sukienkę, myślałem że mnie udusi. Nie zrobiła tego. Kiedy byłem tak zawalony treningami, że widywaliśmy się tylko wieczorami i czasami nawet nie rozmawialiśmy, sądziłem że uzna to za brak mojego zaangażowania, nie zrobiła tego. Rozumiała. Miałem najwspanialszą kobietę na świecie, teraz ją straciłem. 

"Uwielbiałem trzymać jej dłoń. Tą malutką rączkę, specjalnie przeznaczoną dla mnie. Tylko ja mogłem ją złapać, ucałować, przyciągnąć do  swojego serca, żeby czuła jak bije. 
- Jestem suką – spojrzałem na Amelie zaskoczony.
- Co ty mówisz? Ej, nie wolno ci tak mówić. – od jej niebieskich oczu biła niepewność. Niepewność, mieszana ze strachem.
- Widziałeś jak potraktowałam Michała? 
- Zasłużył sobie Amelio. Nie powinien tego robić. – objąłem ją ramieniem, całując w sam środek głowy. 
- Boje się, wiesz? – pokręciłem głową. Nie odzywałem się, słuchając jej słów. – Boje się, że któregoś dnia i my rozstaniemy się w podobny sposób. Rozżaleni, wściekli na siebie. Rozstaniemy się i już nic nie będzie takie samo.
- Nic takiego się nie wydarzy. Obiecuję. – uśmiechnęła się delikatnie, kiwając głową. – A teraz ty obiecaj, że nigdy we mnie nie zwątpisz, choćby nie wiem co. Zawsze będę się starał robić wszystko najlepiej, specjalnie dla ciebie. Obiecaj mi, że zawsze już tak będzie. Ty i ja. Bez względu na wszystko.
- Obiecuję- wyszeptała, muskając moje usta.
- A ja obiecuję, że zawsze będę o ciebie walczył. Choćbyś mnie odtrąciła, bo dowiedziałabyś się, że jestem bałaganiarzem i nie lubię gotować, ja nie pozwolę ci odejść i będę o ciebie walczył.
- Kocham cię. Tak bardzo cię kocham. – starłem z jej policzka łzę, uśmiechając się."

Obiecałem jej że będę o nią walczył. Że nigdy nie pozwolę jej odejść. Ale czy mogę dotrzymać tej obietnicy? Czy mogę teraz o nią walczyć, po tym wszystkim co zrobiłem źle? Czy mogę prosić ją o kolejną szansę, na to by pokazać jej jak bardzo ją kocham?
Przecież jej to obiecałem. I tą obietnice dotrzymam. 

4 komentarze:

  1. Brawo Kurek, w końcu do jakichś dobrych postanowień doszedłeś;) Ciekawa jestem co teraz zrobi Michał, po tym jak dowiedział się, że Oliwia jest jego córką.
    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to Michał już wie. Ja ogólnie jestem przeciwniczką ukrywania dziecka przed ojcem nawet jeśli on nie chce o tym wiedzieć. W dzisiejszych czasach można poinformować delikwenta przysłaniem pozwu o alimenty:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż chciałoby się powiedzieć...w końcu Kurek! Mam nadzieję,że powalczy o swoją żonę,bo każdy zasługuje na drugą szansę,a jeżeli ją dostanie musi się dwoić i troić,by jego ukochana nigdy nie miała powodu do zazdrości. Cieszę się ,że Bąkiewicz poznał prawdę. Mimo,iż okazał się szybciej takim dupkiem,to jego dziecko. Z perspektywy tego,że jestem w prywatnym życiu ciocią, nie życzę nikomu,by nie mógł widzieć własnego dziecka..
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. bardzo lubię to opowiadanie, świetnie piszesz. Kiedy wrzucisz coś nowego??

    OdpowiedzUsuń