Klara:
Jego zielone spojrzenie skąpane w blasku księżyca zdawało się przeszywać na wskroś. Obserwował mnie z tą cholerną troską wymalowana na twarzy. Każdy jego gest, słowo i, mogłam się założyć, że nawet myśl, była dokładnie przemyślana. Tak aby nie zrobić mi w żaden sposób krzywdy. A je nie mogłam patrzeć na siebie w lustrze. Zbyszek jest wyjątkowym mężczyzną, moim mężczyzną. Spojrzałam na zbliżającą się postać siatkarza i mimowolnie na moje usta wkradł się uśmiech. Dziwiłam się że nadal potrafi sprawić, że moje serce wali jak oszalałe, na jego widok. Usiadł obok układając nogi na moich udach i podał mi gorący kubek z malinową herbatą.Majowe powietrze gładziło nas po twarzach, a my rozkoszowaliśmy się tą chwilą.Serce krwawi mi gdy patrzę na nic nieświadomego bruneta. Zranię go, wiem że potwornie go zranię.
- Czego się boisz? – przenoszę wzrok na Zbyszka i mruczę pod nosem nie bardzo wiedząc o co mu chodzi.
- Zawsze marszczysz nos i zaciskasz palce u stup jak się o coś boisz. Tak jak teraz – spojrzałam na swoje stopy. Palce rzeczywiście były podkulone, tak jakbym bała się, że ktoś zabierze mnie z tego miejsca.
- Boje się że zmarzniemy, może wrócimy do środka? – wskazuję głową wyjście z balkonu i uśmiecham się nieśmiało. Kłamię i chyba Zbyszek tez to wyczuwa, lecz nic nie mówi, tylko posłusznie wstaje z krzesełka i grzecznie udajemy się do środka.Odstawiam nadpitą herbatę na stolik, a sama kieruje się do sypialni po bieliznę, a następnie wchodzę pod ciepły prysznic. Woda zmazuje z mojego ciała troskę dnia. Opieram się rękoma o kafelki pozwalając aby strumień uderzał w moje plecy. Wcale się nie boje, jestem cholernie przerażona. Myślę o tym co mam zrobić. Jak mam powiedzieć dla najważniejszych mi osób, że mogę chwilowo zniknąć z ich życia? Zastanawiam się jak w ogóle mogę posunąć się do takiego czynu. I czy to wszystko jest tego warte.
Rozchylam różowe usta, czując zimną Zbyszkowi dłoń, na moim nagim ciele. Nie usłyszałam jak wchodzi do pomieszczenia, jak otwiera prysznic i wślizguje się do środka. A jednak stał obok mnie, patrząc zmartwionymi oczyma. Odwracam się w jego stronę i obserwuje drobinki wody spływające po jego umięśnionym torsie. Układam swoją dłoń na jego piersiach, a drugą wplątuje w mokre już włosy, po czym przywieram do jego warg. Pogłębiam pocałunek z każdym kolejnym ruchem warg, z każdą kolejną sekundą, staje się bardziej zachłanna.Widzę, że podoba mu się to i sam zaczyna grać w moją grę. Przyciska mnie do ściany, całując zagłębienie mojej szyi, a z moich ust wydobywa się cichy jęk rozkoszy,który jest niczym w porównaniu z krzykami jakimi wypełniło się mieszkanie po chwili.
Nigdy nie byłam grzeczną dziewczynką. Nie zawsze słuchałam się matki, pyskowałam, marudziłam i zawsze stawiałam na swoim. Jeśli mama zabraniała mi robić pewnych rzeczy, robiłam je i tak, po kryjomu. Zawsze wychodziło mi o na zdrowie. Zwykłam postępować pochopnie, może czasami nierozsądnie, ale teraz wiem, że moja decyzja jest słuszna. Muszę przekonać do niej tylko rodzinę i przyjaciół. A co najważniejsze Zbyszka.
Zaparkowałam pod szpitalem i udałam się po Amelię. Obiecałam że ja odbiorę i pojadę z nią po jej rzeczy z domu Kurka. Ruszyłam szpitalnym korytarzem do sali blondynki witając się z pielęgniarkami, które zdążyłam już poznać.
- Cześć chochliku,gotowa? – wpadłam do sali jak huragan porywając torbę Amelii i ja przy okazji.Całą drogę siedziała cicho, wpatrzona w krajobraz za szybą. Ja tez się nie odzywałam dopóki nie utknęłyśmy w kilometrowym korku.
- Cholera –mruknęła cicho przez zaciśnięte zęby, poprawiając dekolt bluzki. Spojrzałam na nią i wyciszyłam trochę radio.
- Muszę z tobą porozmawiać, Amelia. - blondynka ściągnęła brwi jak to ma w zwyczaju, po czym kiwnęła głową dając mi znak abym zaczęła. – Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz i może nie od razu pochwalisz moją decyzję, ale przynajmniej… Zuza będzie miała inne zdanie bo przez to przechodziła, a ty…
- Powiesz w końcu o co chodzi? – uśmiechnęła się dodając mi jako takiej otuchy. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić.
- Dostałam ofertę grania we włoskiej lidze. I postanowiłam że pojadę. Za tydzień podpisuje kontrakt.
- Co na to Zbyszek? – spuszczam głowę i opieram ją na kierownicy. Nie wiem co na to Zbyszek, o on nic nie wie. Boje się mu o tym powiedzieć. Westchnęłam i przeniosłam na Amelię wzrok winowajcy. – Nie powiedziałaś mu? – pokręciłam głową.
- Nie umiem – po prostu nie potrafię spojrzeć w jego duże, zielone oczy, jak u dziecka i powiedzieć, że chcę wyjechać do Włoch. Choć wiem, że z dnia na dzień zbliża się godzina, w której będę zmuszona mu o tym powiedzieć.
- Więc jedź i mu powiedz jak najprędzej. Nie możesz tego ukrywać. Ja poradzę sobie z pakowaniem sama – jej uścisk dłoni dodał mi więcej otuchy niż milion słów, które mogłaby w tej chwili wypowiedzieć.
- Amelia wyjaśnię ci wszystko, obiecuje – zatrzymałam ją jeszcze zanim otworzyła drzwi samochodu.
- Nie musisz niczego wyjaśniać. Wspieram cię cokolwiek zrobisz. Rozumiesz? – rozumiałam. I mimo wszystko nie mogłam zahamować łez. I nie były to łzy wzruszenia, tylko bólu. Potwornego bólu, jaki ogarnął moją duszę w chwili gdy zorientowałam się, że moim wyjazdem zranię więcej osób aniżeli uszczęśliwię. Lecz nie było już odwrotu.
Bartek:
Nie dziwi mnie fakt, że chce odejść. Mam ochotę odejść sam od siebie. Poczucie winy i wyrzuty sumienia to najgorsze uczucia pod słońcem.Wolę już ból fizyczny, łatwiej go znieść. Nie mogę spojrzeć w lustro. Gdy raz to zrobiłem, moją pięć rozbiła je na drobne kawałki. Do nikogo nie czułem takiej nienawiści jak w tej chwili czuje do samego siebie.
Zrujnowałem jej życie. Zniszczyłem coś co kochałem, kocham najmocniej na tym świecie. Ta kobieta jest dla mnie wszystkim, a dziecko które nosiła pod sercem, mogło… ale nie może. Zabiłem je. Zabiłem ich oboje. I mam ochotę zabić i siebie.
Spakowane torby postawiłem pod drzwiami, a sam udałem się do kuchni aby napisać krótki liścik dla Amelii. Nie zdążyłem wyjąć czystego kawałka papieru, kiedy ujrzałem ją wychodzącą z auta Klary. Wyglądała pięknie jak zawsze, mimo podkrążonych oczu i ani grama makijażu na twarzy. Taką ją lubiłem najbardziej. Rozczochraną, zaraz po przebudzeniu, kiedy uśmiechała się do mnie serdecznie mówiąc ciche i słodkie „dzień dobry”. Jej sylwetka zgrabnym ruchem przesuwała się pochodniku prowadzącym do domu. Ciuchy wisiały na niej, co oznaczało, że bardzo schudła. Jej kości policzkowe nigdy nie były tak uwydatnione. Ciche skrzypienie drzwi rozeszło się po wnętrzu domu. Zaraz po tym delikatny stukot butów, który co sekundę zbliżał się do kuchni. W końcu natrafiłem wzrokiem na te piękne, płynne niebieskie tęczówki. Oczy, które gdy tylko mnie ujrzały, zmieniły się w zimny lód.
- Już mnie spakowałeś? Tak bardzo chcesz się mnie pozbyć? – gula w moim gardle rosła z każdą sekundą. A jej słowa rozrywały mi serce.
- To moje rzeczy Amelio. Ja się stąd wyprowadzę – łzy pomału zaczęły napływać mi do oczu. Tak jakbym dopiero teraz sobie uświadomił, że to koniec. Jakbym wcześniej nie dopuszczał do siebie tej myśli.
- Do tej dziwki? – zrobiła w moim kierunku kilka kroków, ale tylko po to by odłożyć torebkę na kuchenny blat. Nie mogłem patrzeć w jej oczy, to nie były już oczy mojej Amelii. Ona nigdy nie patrzyła na mnie z nienawiścią.
- Nie Amelio. Zamieszkam u Alka. Ja Aśka to zakończona historia, przyrzekam - zrobiłam kilka kroków w jej stronę, by choć jeszcze przez chwile poczuć zapach jej delikatnych perfum. By choć na chwile poczuć jej ciepło. I to właśnie mnie dobiło. To że miałem tylko chwile.
- My też jesteśmy zakończoną historią. Więc nie musisz się tłumaczyć – jej obojętny ton mnie zabija. Lecz nie mam prawa żądać od niej innej reakcji na to co jej zrobiłam. – Zabrałeś wszystkie swoje rzeczy? –Zaprzeczyłam ruchem głowy.
- Na razie tylko te najpotrzebniejsze.Kiedy indziej wrócę po resztę – odwróciłem się z zamiarem szybkiego wyjścia.Nie mogłem już dłużej stać w tej kuchni. Nie mogłem dłużej udawać, że pogodziłem się we wszystkim, że pogodziłem się z naszym „rozwodem”.
- Wiesz w szpitalu miałam czas aby się nad wszystkim spokojnie zastanowić. - Odwracam się pomału, patrząc na nią, lecz nie mogę wyczytać z jej twarzy nic co pomogłoby mi zrozumieć do czego zmierza. - Uważam że dobrze się stało.
- Nie rozumiem - wpatruje się w nią, nie bardzo rozumiejąc sens jej słów. Na jej ustach pokazał się szeroki uśmiech, co kompletnie zbiło mnie z pantałyku.
- Jak to, Bartosz Kurek nie rozumie moich słów. Wiesz mam dopiero dwadzieścia trzy lata, niezłą sumkę na koncie i niedługo znów będę wolna. Będę mogła żyć tak jak zawsze chciałam. Nie mamy dzieci, nie będziemy musieli więc utrzymywać kontaktu. Ja pójdę w swoją stronę, ty w swoją. - stałem jak słup soli nie potrafiąc nawet zamrugać oczami. Patrzyłem na Amelię i nie widziałem już tej samej kobiety, którą pokochałem, przynajmniej nie w tym momencie. Gdzie podziała się ta delikatna kobieta sprzed kilku dni? Gdzie podziała się Amelia, z którą rozmawiałem w szpitalu? - Dobrze, że zorientowałam się, że nie chcę być kurą domową w tak młodym wieku, teraz niż za dwa lata. Teraz przynajmniej nie mam skrupułów, aby powiedzieć ci, że to koniec. W końcu zdałam sobie sprawę, że cie nie kocham. Lepiej późno niż wcale, prawda kochanie? - położyła mi rękę na ramieniu, szepcząc ostatnie słowa wprost do ucha. - Drogę do wyjścia znasz.
- Przepraszam, że cię tak zniszczyłem Amelia. - powiedziałem ostatkami sił. Odwróciłem się napięcie i ruszyłem do drzwi. Jadąc samochodem w uszach brzęczały mi jej słowa: " Trzeba czegoś więcej by zniszczyć Amelię Woźniak, Bartku."
Matury, matury i po maturach. Teraz tylko oczekiwać na wyniki pisemnych. ;)
A tymczasem mogę stwierdzić, że sezon reprezentacyjny został otwarty. Co prawda to tylko mecze towarzyskie, ale i tak oglądałam i czułam się cudownie. Stęskniłam się za siatkówką przez tą przerwę.
Bayern wygrał! Chodźmy pić! Ale i tak mogłabym teraz iść pocieszyć Łukasza Piszczka. ;)
Następny za 2 tygodnie ;D;*
Zmieniłaś końcówkę... Nie wiem,czy ta podoba mi się bardziej. Chyba jednak tamta. Ale racja, Bartosz zniszczył Amelię,ale nie do tego stopnia,by stała się zimną su.ką. Może i popełnił błąd,ba! zrobił to na pewno! Ja zawsze sobie powtarzam, że skoro zrobił to raz, nic nie powstrzyma go przed kolejnym,ale Bartosz dostał taką lekcję życia, a teraz pewnie jeszcze większego kopniaka od swojej żony, że wierzę, iż nie popełni drugi raz tego samego błędu. Klara może i kocha Zbyszka,ale mam wrażenie, że wcale mu nie ufa. Gdyby tak było, nie bałaby się mu powiedzieć prawdy. Przecież to ona jest bardzo istotna w związku. Musi się wziąć w garść,i wyjawić prawdę, póki Bartman nie dowie się wszystkiego od osoby trzeciej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Bayern! <3
OdpowiedzUsuńKurczę, ja również nie poznaję Amelii. Zdrada Kurka zniszczyła w niej całą kobiecość i delikatność. Sama nie wiem, czy to dobrze. Przynajmniej teraz dziewczyna wie, że faceta trzeba mieć na wodzach, i to przez cały czas.
Obawiam się, że Bartmanowi ten wyjazd niezbyt się spodoba. Niemniej jednak powinna mu powiedzieć, nie może dusić tego w sobie.
Pozdrawiam :*
Ciężko mi komentować coś co już skomentowałam, czekam więc cierpliwie na nowość. W każdym razie tutaj jestem i czekam:)
OdpowiedzUsuń