poniedziałek, 10 czerwca 2013

Czy kochałeś kiedyś kogoś tak bardzo, że ledwo mogłeś oddychać?

Zuza:

   Czułam ten chłód który powracał do mnie ciągle i ciągłe i wciąż. Patrzyłam jak to wszystko się sypie, jak nasze światło gaśnie, to które zawsze wskazywało Nam prawidłową drogę. Słuchałam jak słowa, które były piękną muzyką dla mych uszu, stawały się czymś co nie było w stanie przywrócić mi uśmiechu. Dłoń, ta co zawsze pomagała mi wstać, przetrwać i iść dalej -trzymała moją twarz pod lodowatą wodą. Brakło mi tchu. Brakowało mi chcicę do czegokolwiek, nawet do tak instynktownej samoobrony. Gdy zaczęły opuszczać mnie siły, myślałam tylko o mojej córeczce i o tym, aby jej ojciec, osoba która właśnie mnie morduje, nigdy w życiu się do niej nie zbliżyła. Później już tylko krzyczałam, mając nadzieję, że ktoś usłyszy mój podwodny krzyk.
  - Zuza to tylko zły sen, okropny koszmar. Nie płacz, nic ci nie grozi, jestem z tobą – Michał kołysał mnie delikatnie w swoich ramionach, a ja nie mogłam się uspokoić. Nie potrafiłam wymazać z pamięci ogarniętej furią twarzy Bąkiewicza. Tego jak w moim śnie zabił mnie, dowiedziawszy się prawdy o Oliwce. A jeśli to przestroga?Jeśli ten sen nie jest tylko snem, ale znakiem że Bąkiewicz musi poznać prawdę.Muszę to jakoś zakończyć. Muszę podjąć jakąś racjonalną decyzję. Z jednej strony Michał ma prawo wiedzieć o wszystkim, z drugiej… nie było go kiedy tak bardzo potrzebowałam jego obecności, nigdy nawet nie zadzwonił. Czy to nie odbiera mu prawa do mnie i mojego dziecka? To Kubiak był ze mną, to on znosił moje humorki, on zawoził mnie do lekarza, on był ze mną tuż przed porodem, on pomaga mi wychować Oliwkę, on mnie kocha, mnie i moją córkę. Nie mogę mu tego odbierać, nie chcę tego robić. Nie chcę stracić Michała Kubiaka, kocham go.
 Tego jednego byłam pewna. Tego, że darzę Kubiaka dużo głębszym uczuciem, niż kiedykolwiek darzyłam Bąkiewicza. Ocieram łzy i wyswobadzam się z ramion Michała, po czym kieruję się do pokoju Blogger jest bezpłatnym narzędziem oferowanym przez firmę Google, służącym do publikowania blogów i łatwego dzielenia się swoimi przemyśleniami z całym światem. Blogger ułatwia publikowanie tekstu, zdjęć i filmów w blogu osobistym lub blogu zespołu.Oliwki.Opieram się o ścianę i patrzę jak słodko śpi przykryta kocykiem. Po czym znów zaczynam płakać. Osuwam się po ścianie i szlocham nie bardzo znając powód.

Zagubiłam się.
Zagubiłam w tych wszystkich kłamstwach, niespełnionych obietnicach i złamanych sercach. I nie mogę pojąc, dlaczego nie mogę po prostu być szczęśliwa? Dlaczego to wszystko musi się zawsze komplikować?
- Czego ode mnie chcesz Michał? –pytam czując jak siada obok.
- A Ty? Czego chcesz od siebie? Ode mnie, od nas? – spoglądam na niego i aż boli mnie serce widząc jego zmartwione niebieskie oczy.
- Nieważne co zrobię, ktoś będzie cierpiał. Ty, Michał lub Oliwka. Zawsze ktoś.
- Będę przy tobie nieważne co zrobisz. Jeżeli chcesz powiedzieć Michałowi o Oliwi, to dobrze, zrobimy to razem. Jeżeli nie chcesz, będziemy musieli przygotować się na konsekwencje jakie niesie za sobą to kłamstwo. Ale nie ważne co postanowisz, ja zawsze będę stał obok ciebie. Wiesz dlaczego?
- Bo mnie kochasz? – pytam czując gulę w gardle.
- Bo cię kocham – jego delikatne wargi, dotknęły moich i to wystarczyło, abym się uspokoiła. To wystarczyło,abym zrozumiała, że cokolwiek się stanie to z Michałem chcę tworzyć rodzinę…


Klara:


  Wychodząc z samochodu byłam przestraszona niczym mała dziewczynka, lecz tamto uczucie było niczym w porównaniu z tym, co czuję w tej chwili stawiając pierwsze kroki na chodniku przy kamienicy. Czułam że podświadomie stawiam coraz mniejsze kroki, coraz wolniej oddycham i tylko moje serce rwie jak oszalałe. Szykowałam się na bitwę słowną ze Zbyszkiem i głośne krzyki, które zapewne wypełnią całą kamienicę. Umierałam ze strachu, a w głowie obmyślałam najgorsze scenariusze.
Kiedy wychodziłam zza zakrętu, wpadłam na starszą kobietę i musiałam ją złapać za ramiona, aby nie upadła na twardy chodnik.
- Nic pani nie jest? – pytam gdy sytuacja zostaje opanowana, a kobieta stabilnie stoi już na własnych nogach. –Przepraszam zamyśliłam się i nie zważyłam Pani.
- Nic się nie stało kochaniutka – uśmiech się serdecznie, ale łapie moją rękę i z przejęciem patrzy w oczy. – Zastanów się jeszcze skarbie, on tego nie przeżyje. Dla ciebie odrzucił to z czego ty nie chcesz zrezygnować. To was rozdzieli i zabije wasze serca.
- Przepraszam o czym pani mówi? –zdezorientowana wyrywam dłoń z jej uścisku, a ta tylko kręci delikatnie głową.
- O twoim wyjeździe. Bo wyjeżdżasz prawda. A twoja miłość o tym nie wie.
- Skąd pani o tym wie? – czyżby plotki już krążyły? Ale jak to możliwe?
- Widzę wszystko w twych oczach.Łatwo z nich czytać. A teraz wybacz, obowiązki wzywają starą kobiecinę –odwraca się i idzie. A ja podchodzę do witryny sklepowej i przyglądam się swoim oczom. Lecz nie widzę tam nic oprócz intensywnej zieleni.
- Wariatka jakaś – szepczę pod nosem i kieruję się w stronę mieszkania. To wszystko to jakiś stek kłamstw.
Otwieram drzwi do mieszkania, zdenerwowana bardziej niż się tego spodziewałam.Nogi mi się trzęsły i obawiam się, że zaraz posikam się w majtki ze strachu. Albo jeszcze gorzej. Najgorsze jest to, że słyszę syczenie gazu, co oznacza, że Zibi postanowił zrobić obiad.
- Cześć – wchodzę do kuchni i całuję jego policzek.
- Dwudziesty ósmy – spojrzałam na niego jak na wariata.
- Co dwudziesty ósmy?
- Jeżeli się zgodzisz, to data naszego ślubu. Dwudziesty ósmy września. Wiem że zostały tylko trzy miesiące,ale obiecuję, że pomogę w przygotowaniach i jakoś się wyrobimy – nabrałam powietrza w płuca i nadymałam się jak ryba. I co do jasnej cholery mam teraz zrobić?
- Wyjeżdżam – palnęłam bez zastanowienia i opieram się o blat kuchenny.
- Dokąd? – uśmiech nie schodzi z jego ust, więc nie zrozumiał co mam na myśli, mówiąc że wyjeżdżam.
- Do Włoch, grać w siatkówkę –przełykam ślinę patrząc jak twarz Zbyszka blednie. Jego oczy robią się ciemnozielone, przez co wydają mi się takie obce.
- Żartujesz prawda? – łuzy napływają mi do oczu, lecz kręcę głową dając tym samym znak, że to wszystko to prawda. –Jak… Przecież… Kurwa!
Przypuszczałam, że taka będzie jego reakcja, ale nie spodziewałam się, że tak nagle odwróci napięcie i wyjdzie z pomieszczenia. Pobiegłam za nim, łapiąc jego silną dłoń, tak aby na mnie spojrzał.
- Gdzie idziesz? – pytam łamiącym się głosem.
- Muszę stąd wyjść, po prostu wyjść i pomyśleć.
- O czym? – próbuję choć na chwile zatrzymać go w mieszkaniu, bo wiem, że jeżeli wyjdzie, może już nie wrócić.
  - No nie wiem! Może nad tym, że moja narzeczona chce wyjechać z kraju!? Znasz ją może? Bo ja jej nie poznaje! – wyrywa dłoń z mojego uścisku i odwraca się plecami.
- Suka z niej, prawda?
- Nie. Raczej ja jestem głupcem, bo sądziłem, że uda mi się zatrzymać ją przy sobie na zawsze. A przecież doskonale wiem, że najbardziej na świecie kochasz wolność – kiedy trzasnęły drzwi mieszkania, poczułam się jak ostatnia szmata. Tak jakby Zbyszek właśnie mnie spoliczkował, sponiewierał, pobił. Jakby wyzywał od najgorszych. I włośnie sobie uświadomiłam, że wolałabym żeby to zrobił niż zostawił mnie z tymi słowami.
- Przecież najbardziej na świecie kocham ciebie, Zbyszek.

Amelia:


  Kolejny poranek kiedy powinnam dostać pochwałę, że nadal żyję. Nie zagłodziłam się, nie utopiłam w wannie, nie wzięłam nic na sen i nie zapiłam tego wódką. Nie zapiłam się tak ogólnie, nie wlazłam pod pędzący autobus. Kolejny poranek kiedy moi przyjaciele i rodzina powinni przysłać mi wielki bukiet kwiatów z karteczką: „Jesteśmy dumni, że sobie radzisz!
Bzdura! Wcale sobie nie raziłam. Znów po przebudzeniu sprawdziłam drugą stronę łóżka, może natknę się na ciepłe ciało Bartka. Znów leżałam bezczynnie godzinę po przebudzeniu, bojąc się otworzyć oczy, by światło słonecznie mnie nie oślepiło. Znów miałam ochotę płakać jak mała dziewczynka, co i tak robiłam przez pół nocy.
Jedyne co mnie powstrzymywało to ciche pochrapywanie, pewnie jeszcze pijanego,Zbyszka. Przyszedł o drugiej w nocy prosząc o nocleg. Wpuściłam go, a zaraz potem napisałam Klarze, że jest u mnie.
Znów byłam małą dziewczynką, która w obawie przed światem nakrywała się kołdrą po same myśli. Tak jak w czasie dzieciństwa, gdy coraz częstsze i jaśniejsze błyskawice rozświetlały nocne niebo. Chciałam być dzielna i nie uciekać do rodziców, więc brałam w rękę misia i nakrywałam się kołdrą, tak że nie było mnie widać.
Lodówka świeciła pustkami, w całym domu śmierdziało, ciuchy moje i Bartka porozwalane były po całej podłodze, a w szafce nie było już czystej szklanki. Pomału zabrałam się za sprzątanie, tak aby nie obudzić Zbyszka. Naczynia poukładałam w zmywarce, Ubrania Bartka staranie złożyłam układając je w szafie. Wzięłam szybki prysznic i zabrałam się do robienia śniadania. W lodówce nie było nic oprócz żółtego sera, a chleb nie był pierwszej świeżości, dlatego postanowiłam zrobić tosty. Wyjmując toster, narobiłam takiego hałasu, że chwile potem usłyszałam jęk Bartmana i ciche kroki. Odłożyłam urządzenia na blat, odwróciłam się i patrzyłam na wchodzącego Zbyszka.
   - Amelia błagam trochę ciszej - Na chwilę zrobiło mi się jego żal. Kac pewnie nie da mu żyć przez cały długi dzień. Lecz potem stwierdziłam, że jego kac nie jest tak naprawdę moim problemem.
   - Nie trzeba było wczoraj pić - stwierdziłam oschło podłączając toster do prądu.
   - Wiem, przepraszam, że tak się wprosiłem na noc, ale chciałem wracać do domu, a byłem najbliżej ciebie.
   - Trzeba było jednak wrócić do Klary. Pewnie tam świruje z niepokoju - spojrzałam na niego z niezrozumiałą, nawet dla mnie, pogardą. - Straciłam apetyt. Jak chcesz jeść to wiesz gdzie co stoi - Odwróciłam się napięcie i wyszłam z kuchni. Musiałam odetchnąć, wyjść z tego domu w którym każdy najmniejszy przedmiot przypomina mi o Nim.
W pośpiechu ubrałam buty i tak jak stałam wybiegłam z domu. Biegłam dopóki nie wybiegłam na zakręt, a dom zniknął za pola widzenia. Wiedziałam gdzie mam iść. Jedyne miejsce w którym mogłam odciąć się od rzeczywistości, od tego co mnie otacza, to ta mała polanka w parku. Polana na którą przyprowadził mnie On. Usiadłam na jeszcze wilgotnej trawie, po czym wyłączyłam telefon.  Przeczesałam palcami źdźbła trawy uśmiechając się lekko. Tak dawno mnie tu nie było. Zapomniałam już nawet jak dokładnie wygląda to miejsce. Zapomniałam jak pachną kwiaty, które wyrastały w trawie, jak śpiewają ptaki zamieszkujące gałęzie drzew. Czasami mam wrażenie, że zapominam nawet o tym jak się oddycha. Nie wiem co tak dokładnie robię. Cholernie się boje życia bez Niego. Uzależniłam się. Od trzech lat liczył się tylko On. Sypiałam tylko z Nim, budziłam się obok Niego, śniadanie jedliśmy razem i nawet z toalety korzystaliśmy w tym samym momencie. Jestem przerażona tym co będzie jutro. Nie wiem czy znajdę w sobie wystarczająco dużo siły by wstać. Nie wiem czy dam radę przeżyć kolejny dzień bez Jego głośnego śmiechu, bez Jego pożegnań i powitań, bez Jego osoby. Boję się, że któregoś dnia, kiedy znów nie natknę się na jego ciepłe ciało w naszym łóżku, po prostu nie wstanę. Poddam się, przestane walczyć. Nie, nie o Niego. Boje się, że przestane walczyć o samą siebie. Przestanę, bo bez obecności Bartka czuję się słabsza niż kiedykolwiek przedtem. Czuje się bezbronna i osamotniona. A w tym wielkim pustym domu zostałam sama i najgorsze z tego jest to, że nikt by nie usłyszał mojego wołania o pomoc. Czuje, że bez Bartka nie mam nic czego mogłabym się trzymać.

3 komentarze:

  1. Matko kochana, za oknem ulewa, tutaj tak strasznie smutno, aż chce mi się płakać! Wszystkich los nie oszczędza, niektórzy cierpią za własną głupotę jak np. Bartek i Klara. Inni natomiast czują się zranieni przez najbliższe osoby. Klara miała tyle czasu żeby powiedzieć Zbyszkowi o wyjeździe, przecież by zozumiał w końcu też jest sportowcem!
    http://blogniemoralny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak widać, smutek zawitał u każdego z bohaterów... Najbardziej jednak nie mogę zrozumieć Klary,bo przecież oboje ze Zbyszkiem się kochają, i tak na prawdę wystarczyło szczerze porozmawiać. Jestem przekonana, że razem,doszliby do jakiegoś wniosku. Szkoda, że tak się nie stało. Szkoda mi Amelii,ale tak na prawdę jej może pomóc tylko ona sama. Nie wiem,co zrobi Bartek,ale na pewno siedzenie bezczynnie w niczym nie pomoże. Jeżeli chce odzyskać zaufanie żony,minie pewnie dużo czasu,ale kto nie walczy, ten nic nie wygrywa :) Wątek Zuzy i Bąkiewicza jest dla mnie największą zagadką. Rozumiem, że Michał mógł być urażony,ale cholera!przecież kochał Zuzię, więc jak mógł ją tak zostawić? W dodatku nie samą...? Coraz bardziej chyba jednak się cieszę, że jest przy niej Kubiak...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie jakoś reakcja Bartmana w ogóle nie dziwi, ale niech spróbuje zrozumieć Klarę. Skoro on ma prawo do rozwoju kariery, to dlaczego ona niby nie? Jakieś równouprawnienie musi być. A prawdziwa miłość przetrzyma wszystko, nawet taką odległość.
    Coraz bardziej zaczynam bać się jakichkolwiek reakcji Bąkiewicza. Mam tylko nadzieję, że nie wpadnie mu do głowy głupi pomysł. Niech da żyć Michałowi, Oliwce, a przede wszystkim Zuzie.
    Amelię rozumiem jak nikogo. Bo w końcu jak można łatwo odzwyczaić się od kogoś, kto był zawsze, kto zawsze obok ciebie spał, leżał, egzystował?

    OdpowiedzUsuń