Michał:
Życie z drugą osobą jest trudne, ale bez niej wcale nie jest łatwiej. Wystarczy spojrzeć na mnie. Choć wiem jakie to wszystko porąbane nadal jestem z nią. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym opuścić dwie najpiękniejsze kobiety w moim życiu. Odkąd Bąkiewicz pojawił się w Bełchatowie nie można się z nią dogadać. Czasami jest nieobecna, potrafi patrzeć się w jeden punkt nie reagując w ogóle na bodźce. To tak jakby była z nami tylko ciałem. Są też takie chwile kiedy jest uśmiechnięta, kiedy bawi się z Oliwią, kiedy rozmawia, wychodzi na spacery, kocha się ze mną. Lecz potem znów jest tą smutną Zuzą, którą była przez kilka miesięcy po wyjeździe Michała. Boję się o nią. Boję się, że popadnie w depresje, że zrobi coś głupiego. Najgorsze jest to, że niedługo wyjeżdżam. Sezon reprezentacyjny rozpoczyna się za kilka chwil, a już za dwa dni będę musiał je opuścić.
Dla Zuzy to nie nowość. Można powiedzieć, że przyzwyczaiła się do tego. Nie pierwszy raz pakuje moją walizkę. I choć powtarzam jej już tysięczny raz, że sam mogę to zrobić, ona nadal znajduje jakieś wymówki.
- Michał, wygnieciesz wszystko jak będziesz tak to rzucał. Prasowałam twoje ciuchy cały dzień - Wyrwała mi bluzkę z rąk, robiąc przy tym zabawną minę.
- Nie potrzebnie się tak męczysz, w Spale na pewno znajdę jakieś żelazko - ucałowałem jej czoło, na co ona uśmiechnęła się delikatnie. Robię to dość często, a ona zawsze reaguje tak samo. Nie chcę jej tu zostawiać samej, nie teraz kiedy gdzieś niedaleko kręci się Michał, gotowy mi ją odebrać.
- Słuchasz mnie Misiek? - moja zaskoczona mina dała jej odpowiedź na pytanie. - Mówiłam że może byśmy się gdzieś razem wybrali? Tylko we dwoje. Tak w zasadzie to nigdy nie byliśmy na prawdziwej randce.
- Świetny pomysł. Ale co z naszą kruszyną? - złapałem Oliwkę na ręce w momencie gdy przyczłapała do nas, mówiąc cicho że jest głodna.
- Podrzucimy ją Klarze, albo Amelii, albo Winiarskim. Ci ostatni to jednak najlepszy wybór - zaśmiała się pod nosem, pewnie oczami wyobraźni widząc Klarę z dzieckiem. - Zresztą patrząc na to co dzieje się w związkach moich przyjaciółek, wątpię by miały czas i ochotę niańczyć nasze dziecko.
- Dam jej coś do jedzenia - wyszedłem z pokoju zostawiając ją w lekkim osłupieniu. Znów poczułem się dziwnie. Bo Oliwka nie jest wcale "naszym" dzieckiem. Jest dzieckiem jej i Bąkiewicza. Gdy go tu nie było, nie zwracałem na to uwagi, lecz gdy teraz się pojawił zaczyna mi to ciążyć. I nie chodzi o to że jej nie kocham. Bo kocham tą małą istotkę całym sobą, boję się tylko że on mi ją odbierze. I ma do tego prawo, bo to jego córka, nie moja.
- Nie rób tego Michał, proszę cię - jej cichy głos sprawił, że moje ciało przeszyły dreszcze.
- Ja... Przepraszam, po prostu to wszystko jest takie pokręcone.
- Chcesz odejść? - To pytanie zmiażdżyło mi serce. Wypowiedział te słowa z teki smutkiem. Od razu pokonałem dzielącą nas odległość i porwałem ją w ramiona.
- Nigdzie się nie wybieram Zuza. Mówiłem już ci, że zostanę z tobą bez względu na wszystko. Kocham cię głuptasie. Kocham was.
- To dobrze Michał. Bo nie wiem czy bez ciebie dam sobie radę - wspięła się na palce i pocałowała mnie. Niby robiła to codziennie, lecz dopiero dziś poczułem, że wkłada w ten pocałunek całą siebie.
Dziurka od klucza zdawała się być za mała bym mógł spokojnie w nią wcelować. Zdziwiłem się, że jeszcze nie przyszła otworzyć drzwi. Narobiłem tyle hałasu, że każdy by usłyszał. W końcu udało mi się wejść do środka. Starałem się iść cicho i pomału, zachowywałem się jak złodziej we własnym domu.
Odnalazłem ją śpiącą w naszym sypialnym łóżku, na mojej połowie w mojej koszulce. Wyglądał jak mały chochlik. Starałem się, naprawdę starałem się po cichu osunąć po ścianie, usiąść na podłodze i patrzeć na nią. Lecz ściana znajdowała się trochę dalej aniżeli sądziłem. Upadając narobiłem takiego rabanu, że blondynka zerwała się na równe nogi. Nogi które zakryte były do połowy ud.
- Bartek?
- Na po prostu chciałem porozmawiać - zacząłem pijackim głosem. Brakowało tylko tego żebym zaczął czkać.
- Cholera jasna! Nic ci się nie stało? - objęła moją twarz w dłonie patrząc czy moja głowa aby na pewno jest cała.
- Amelia, kochanie... - położyłem swoje dłonie na jej, błagając w myślach aby wszystko wróciło do normy. Pamiętam jeszcze, że zacząłem płakać, błagając by do mnie wróciła. Milczała. A potem położyła mnie na posłanie i kazała spać, przykrywając miękkim kocem.
To na pewno nie był sen, ale powieki były zbyt ciężkie żebym mógł je podnieść. Leżałem w bezruchu mając nadzieje, że zaraz zmorzy mnie sen. Nie obchodził mnie także fakt, gdzie się tak naprawdę znajduje. Pamiętam tylko, że wyszedłem z baru i nie wiem gdzie mnie poniosło. nie chciałem o tym myśleć, broniłem się by nie dopuścić do siebie myśli o kacu, także tym moralnym. Było tak dopóki nie usłyszałem jej głosu.
-Nie Michał, nie musisz po niego przyjeżdżać. Niech śpi tu. Poza tym nie obudzimy go. Jest kompletnie pijany. - Zamilkła słuchając pewnie słów Kubiaka, a może Winiara? Chyba raczej tego drugiego, w końcu to jego pokój gościnny okupowałem. - Przyszedł do mnie około 16 i śpi do tej pory. Martwię się. Od dawna trwa ta jego ucieczka w alkohol? - Martwiła się. Martwiła się o mnie. Czy to znaczy, że jest jakiś promyk nadziei? - Ktoś musi mu przemówić do rozsądku. Niedługo sezon reprezentacyjny. Co on odwala? - Poczułem jak siada na łóżku i przeczesuje palcami moje włosy. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz co chyba zauważyła bo postanowiła jeszcze bardziej opatulić mnie kocem. Po chwili zakończyła rozmowę. Materac zaskrzypiał, lampka zgasła, a Amelia wślizgnęła się pod kołdrę.
- Tak bardzo cię kocham Kurek. Błagam cię nie niszcz sobie życia bo tego nie zniosę - wyszeptała i lekko musnęła moje usta. Chciałem jej odpowiedzieć, chciałem złapać za rękę lub oddać pocałunek. Lecz nie dałem rady, pogrążyłem się we śnie.
Dla Zuzy to nie nowość. Można powiedzieć, że przyzwyczaiła się do tego. Nie pierwszy raz pakuje moją walizkę. I choć powtarzam jej już tysięczny raz, że sam mogę to zrobić, ona nadal znajduje jakieś wymówki.
- Michał, wygnieciesz wszystko jak będziesz tak to rzucał. Prasowałam twoje ciuchy cały dzień - Wyrwała mi bluzkę z rąk, robiąc przy tym zabawną minę.
- Nie potrzebnie się tak męczysz, w Spale na pewno znajdę jakieś żelazko - ucałowałem jej czoło, na co ona uśmiechnęła się delikatnie. Robię to dość często, a ona zawsze reaguje tak samo. Nie chcę jej tu zostawiać samej, nie teraz kiedy gdzieś niedaleko kręci się Michał, gotowy mi ją odebrać.
- Słuchasz mnie Misiek? - moja zaskoczona mina dała jej odpowiedź na pytanie. - Mówiłam że może byśmy się gdzieś razem wybrali? Tylko we dwoje. Tak w zasadzie to nigdy nie byliśmy na prawdziwej randce.
- Świetny pomysł. Ale co z naszą kruszyną? - złapałem Oliwkę na ręce w momencie gdy przyczłapała do nas, mówiąc cicho że jest głodna.
- Podrzucimy ją Klarze, albo Amelii, albo Winiarskim. Ci ostatni to jednak najlepszy wybór - zaśmiała się pod nosem, pewnie oczami wyobraźni widząc Klarę z dzieckiem. - Zresztą patrząc na to co dzieje się w związkach moich przyjaciółek, wątpię by miały czas i ochotę niańczyć nasze dziecko.
- Dam jej coś do jedzenia - wyszedłem z pokoju zostawiając ją w lekkim osłupieniu. Znów poczułem się dziwnie. Bo Oliwka nie jest wcale "naszym" dzieckiem. Jest dzieckiem jej i Bąkiewicza. Gdy go tu nie było, nie zwracałem na to uwagi, lecz gdy teraz się pojawił zaczyna mi to ciążyć. I nie chodzi o to że jej nie kocham. Bo kocham tą małą istotkę całym sobą, boję się tylko że on mi ją odbierze. I ma do tego prawo, bo to jego córka, nie moja.
- Nie rób tego Michał, proszę cię - jej cichy głos sprawił, że moje ciało przeszyły dreszcze.
- Ja... Przepraszam, po prostu to wszystko jest takie pokręcone.
- Chcesz odejść? - To pytanie zmiażdżyło mi serce. Wypowiedział te słowa z teki smutkiem. Od razu pokonałem dzielącą nas odległość i porwałem ją w ramiona.
- Nigdzie się nie wybieram Zuza. Mówiłem już ci, że zostanę z tobą bez względu na wszystko. Kocham cię głuptasie. Kocham was.
- To dobrze Michał. Bo nie wiem czy bez ciebie dam sobie radę - wspięła się na palce i pocałowała mnie. Niby robiła to codziennie, lecz dopiero dziś poczułem, że wkłada w ten pocałunek całą siebie.
Bartek:
Stocka w trzęsących się dłoniach. Przed oczami miałem jej radosne oczy, słyszałem tylko jej dźwięczny śmiech, i jedyne czego pragnąłem w tym momencie, to zobaczyć ją by przekonać samego siebie, że nie była ona tylko moim snem. Chciałem znów położyć się obok niej, chciałem by znów po przegranym meczu zaparzyła mi herbatę i zrobiła delikatny masaż. Chciałem znów schować się przed światem w zagłębieniu jej szyi i wąchać jej subtelny zapach. Chciałem żeby znów mnie kochała.
Dni mijały. I każdy z nich wyglądał tak samo. Przestałem wstawać rano, po to by pobiegać. Nie musiałem już zachodzić do sklepu po świeże bułki na śniadanie. Nie musiałem już nic. I nic nie robiłem. Dziś także przebudziłem się w południe. Zebrałem ubrania z podłogi i wyszedłem z mieszkania leczyć kaca. Poszedłem do tego samego baru, zająłem to samo miejsce przy barze i zamówiłem tą samą butelkę wódki. Chciałem się upić po to by myśleć o niej nie czując bólu.
Lecz tym razem było inaczej. Nie dokończyłem butelki w barze jak zwykłem to robić. Nie zamówiłem kolejnej i nie zasnąłem, a ochroniarz nie musiał budzić mnie i wyrzucać z baru. Wyszedłem sam dzierżąc
Lecz tym razem było inaczej. Nie dokończyłem butelki w barze jak zwykłem to robić. Nie zamówiłem kolejnej i nie zasnąłem, a ochroniarz nie musiał budzić mnie i wyrzucać z baru. Wyszedłem sam dzierżąc
Dziurka od klucza zdawała się być za mała bym mógł spokojnie w nią wcelować. Zdziwiłem się, że jeszcze nie przyszła otworzyć drzwi. Narobiłem tyle hałasu, że każdy by usłyszał. W końcu udało mi się wejść do środka. Starałem się iść cicho i pomału, zachowywałem się jak złodziej we własnym domu.
Odnalazłem ją śpiącą w naszym sypialnym łóżku, na mojej połowie w mojej koszulce. Wyglądał jak mały chochlik. Starałem się, naprawdę starałem się po cichu osunąć po ścianie, usiąść na podłodze i patrzeć na nią. Lecz ściana znajdowała się trochę dalej aniżeli sądziłem. Upadając narobiłem takiego rabanu, że blondynka zerwała się na równe nogi. Nogi które zakryte były do połowy ud.
- Bartek?
- Na po prostu chciałem porozmawiać - zacząłem pijackim głosem. Brakowało tylko tego żebym zaczął czkać.
- Cholera jasna! Nic ci się nie stało? - objęła moją twarz w dłonie patrząc czy moja głowa aby na pewno jest cała.
- Amelia, kochanie... - położyłem swoje dłonie na jej, błagając w myślach aby wszystko wróciło do normy. Pamiętam jeszcze, że zacząłem płakać, błagając by do mnie wróciła. Milczała. A potem położyła mnie na posłanie i kazała spać, przykrywając miękkim kocem.
To na pewno nie był sen, ale powieki były zbyt ciężkie żebym mógł je podnieść. Leżałem w bezruchu mając nadzieje, że zaraz zmorzy mnie sen. Nie obchodził mnie także fakt, gdzie się tak naprawdę znajduje. Pamiętam tylko, że wyszedłem z baru i nie wiem gdzie mnie poniosło. nie chciałem o tym myśleć, broniłem się by nie dopuścić do siebie myśli o kacu, także tym moralnym. Było tak dopóki nie usłyszałem jej głosu.
-Nie Michał, nie musisz po niego przyjeżdżać. Niech śpi tu. Poza tym nie obudzimy go. Jest kompletnie pijany. - Zamilkła słuchając pewnie słów Kubiaka, a może Winiara? Chyba raczej tego drugiego, w końcu to jego pokój gościnny okupowałem. - Przyszedł do mnie około 16 i śpi do tej pory. Martwię się. Od dawna trwa ta jego ucieczka w alkohol? - Martwiła się. Martwiła się o mnie. Czy to znaczy, że jest jakiś promyk nadziei? - Ktoś musi mu przemówić do rozsądku. Niedługo sezon reprezentacyjny. Co on odwala? - Poczułem jak siada na łóżku i przeczesuje palcami moje włosy. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz co chyba zauważyła bo postanowiła jeszcze bardziej opatulić mnie kocem. Po chwili zakończyła rozmowę. Materac zaskrzypiał, lampka zgasła, a Amelia wślizgnęła się pod kołdrę.
- Tak bardzo cię kocham Kurek. Błagam cię nie niszcz sobie życia bo tego nie zniosę - wyszeptała i lekko musnęła moje usta. Chciałem jej odpowiedzieć, chciałem złapać za rękę lub oddać pocałunek. Lecz nie dałem rady, pogrążyłem się we śnie.
Przepraszam, że tak późno, ale chwilowo przebywam za granicą. Wakacyjna praca jest bardzo czasochłonna dlatego kolejny post pojawi się dopiero po 4 sierpnia. Miłego czytania ;)
No niestety za błędy trzeba płacić, a le ucieczka przed odpowiedzialnością i wyrzutami sumienia w alkohol to tchórzostwo!! Jeśłi Amelia mu wybaczy ten romans to będzie świętą za życia, bo są rzeczy, których się nie zapomina!
OdpowiedzUsuńOch... Jak widać prawdziwa miłość nigdy się nie kończy,więc sądzę, że Amelia nie wyrzuci Bartka ze swojego serca... Szkoda tylko, że sam Kurek nie robi nic,by ją odzyskać,tylko sobie marnuje życie. Niepotrzebnie,przecież ma dla kogo żyć, i walczyć. Nie tylko jego żona,ale również Reprezentacja... Jak tak czytam myśli Kubiaka, i Zuzy,to mam wrażenie, że są dla siebie stworzeni,że na prawdę się kochają. Jednak to za proste,by właśnie zakończyło się w ten sposób. Zbyt łatwe...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Świetny blog :) pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńhej, to fajny blog. Masz zamiar jeszcze coś tu dodać??
OdpowiedzUsuńJeżeli masz ochotę to zapraszam na jutro startujące opowiadanie. Pojawiła się Informacja warta przeczytania, a jutro pierwszy rozdział. Opowiadanie z Bartoszem Kurkiem o innej miłości i innej dziewczynie ;) Zapraszam
OdpowiedzUsuńhttp://nie-idealna-przepraszam.blogspot.com/
łoo dawno nie czytałam tak dobrego opowiadania! :D mam nadzieję, że nie zapomniałaś o tym blogu. Niech cię wena nie opuszcza!:) czekam na następny
OdpowiedzUsuń