Zuza:
- Powinieneś już iść Michał – postanowiłam zakończyć to chorą sytuację, nie martwiąc się już, że wyjdę na nieuprzejmą.
- Tak, masz rację.Zasiedziałem się – miałam ochotę krzyknąć. Uderzać rękoma o jego klatkę piersiową i powiedzieć co tak naprawdę o nim myślę. Powiedzieć, aby nie zbliżał się do mnie, mojego dziecka i Michała. Zakazać mu myśleć o nas, mówić i zbliżać się na odległość kilometra. Lecz nie powiedziałam. I choć dłonie mi się pociły,kolana miękły to podałam mu rękę na pożegnanie uśmiechając się sztucznie. W jednej chwili zostałam sprowadzona do realnego świata, w którym nie istnieje tylko moja mała rodzinka. Zamykam drzwi na patent, nie odwracając się do Michała, który bacznie mnie obserwuje.
- Zuza wszystko okej?
- Tak Michał. Już jest okej – wtulam się w niego jak mała dziewczynka, by choć na chwile zapomnieć. Dzięki niemu czuję, że żyję. To ramiona Kubiaka, są teraz moim całym światem i nie pozwolę nikomu tego sobie odebrać.
Kolejne dni mijają już bez żadnych komplikacji. Bąkiewicz nie pojawił się, Amelia dochodziła do siebie w szpitalu, a ja kręciłam się po domu jak robot. Oliwka wstała jak zawsze marudna, lecz wystarczyło by zobaczyła Michała i już była spokojna. Tym razem to on postanowił samotnie wyjść z nią na spacer, tak abym miała chwilę dla siebie. W końcu nie wytrzymując zamknięcia w czterech ścianach,wyszłam z domu kierując się do Klary. Mam nadzieję, że pójdzie ze mną do Amelii. O ile już tam nie jest. Zastałam ją w mieszkaniu. Samą, z włączoną smętną muzyką i butelką wina.
- Nie za wcześnie na takie rarytasy? – nie ściągając butów wchodzę do środka. Patrzymy na siebie porozumiewawczo, żadna z nas nie ma ochoty na uśmiech, lecz delikatnie unosimy kąciki ust do góry na swój widok.
- Zawsze jest za wcześnie – zbywa mnie krótko, odstawiając kieliszek. – Idziemy do Amelii?
Kiwam tylko głową, nie mając ochoty na wypowiadanie zbędnych słów. Klara także milczy. Nie odzywamy się całą drogę, którą pokonałyśmy piechotą. Wyszłam z zamknięcia, nie po to by zaraz znów zamykać się w samochodzie. A mimo to podążam do smętnego szpitala, dusząc się ze złości. Dzisiejszy dzień jest niczym koszmar, już teraz to wiem.
- Coś się dzieje? –wzdycham nie spoglądając na szatynkę. Tak dzieje się i to wiele.
- Michał kilka dni temu złożył nam wizytę. Bąkiewicz – dodaje widząc, że nie wie o kogo mi chodzi.
- Zastanawiam się czy może być dziwniej.
- Chyba nie… A co z tobą? – przenoszę na nią wzrok dotychczas utkwiony w chodniku.
- Dużo by mówić…Kiedyś powiem, ale nie teraz – kiwam głową, jeżeli nie chce o tym rozmawiać tonie będę naciskać. Wiem, że tak jest lepiej. Nie pytam. Odpowiedzi same przyjdą jak grudniowy śnieg, trzeba na nie tylko troszkę poczekać. Być cierpliwym i nie narzekać. Dochodząc do sali Amelii, staram się opanować. Udać, że wszystko jest pod kontrolą. Klara robi to samo. Uśmiech przybieramy na twarz staranie, tak aby blondynka nie zorientowała się, że jest wyreżyserowany.
Szturcham Klarę w ramię, kiedy na krzesełkach pod salą Amelii dostrzegam śpiącego Bartka. Okryty kocem, z zaczerwienionymi oczami policzkami mokrymi od łez.
- Bartek co ty tu robisz? Jak Amelia cię zobacz… – siatkarz podnosi się szybko, chyba trochę za szybko, bo siata na krzesło z powrotem, łapiąc się z głowę. – Bartek? –Zaalarmowane jego stanem podchodzimy do niego, siadając obok.
- Nigdzie nie pójdę nawet nie próbujcie mnie przekonywać – mówi zdeterminowany. Ale ta determinacja jest głupotą w jego wykonaniu. Wzdycham. Wiem, że go nie przekonam i nawet nie chcę próbować.
- Kiedy ty ostatnio coś jadłeś? – niebieskie oczy Bartka, spoglądają na Klarę bez jakiegokolwiek wyrazu.
- Nie wiem. Nie jestem głodny.
- Musisz jechać do domu. Wykąpać się,porządnie wyspać i najeść, nie możesz tu siedzieć non stop – podejmuję próbę przekonania go do swoich racji i widzę, że mięknie.
- Nie chcę jej zostawiać samej.
- My tu będziemy.Poczekamy na ciebie, dopóki nie wrócisz.
I tak robimy. Siedzimy w sami z Ami od dwóch godzin, a nasze rozmowy nie nachodzą na drażliwe tematy. Właściwie rozmawiamy o wróżkach, o dinozaurach, każda z nas mydli oczy pozostałym, że jest okej. I choć Klara nic nie powiedziała, wiem, że coś jest u niej nie tak.
- Bartek nadal siedzi przed salą i myśli że o nim nie wiem? – Amelia przerywa tą czczą paplanie. Kręcę głową, a ona wyraźnie się uspokaja.
- Odesłałyśmy go do domu.
- To dobrze. Siedział na tym korytarzu od wypadku, prawie nie odchodząc. Dzisiaj zasną na siedzącą trzęsąc się z zimna. – wyczuwałam w jej głosie zmartwienie. Amelia może mówić co chce, lecz nigdy nie przestanie kochać Kurka.
- Pielęgniarka dała mu koc – blondynka kręci głową na słowa Klary.
- Ja mu go zaniosłam, gdy spał. Bałam się, że…
- Wybaczysz mu? –utkwiłam wzrok w Amelii, czekając aż odpowie na pytanie narzeczonej Bartmana.
- Żaden jego gest,słowo ani nawet dotyk, nie potrafi wynagrodzić tej krzywdy. Nie, nie wybaczę mu. Jak tylko wydostane się z tego więzienia, złoże pozew o rozwód – kula pęka.Bajka się kończy. Amelia jest konsekwentna i wiem, że każde jej słowo jest przemyślane. Obawiam się na nastał koniec epoki trwałych małżeństw, związków,przyjaźni. Wszystko gdzieś ulatuje. Rozpada się i ginie, a my nie potrafimy temu zaradzić. Boję się, że Bąkiewicz rozwali moją bajkę. Że Kubiak opuści mnie właśnie przez niego. Dlatego jak najszybciej muszę pozbyć się intruza z mojego nowego życia. Wypędzić go jak najdalej od mojej rodziny.
- Michał kilka dni temu złożył nam wizytę. Bąkiewicz – dodaje widząc, że nie wie o kogo mi chodzi.
- Zastanawiam się czy może być dziwniej.
- Chyba nie… A co z tobą? – przenoszę na nią wzrok dotychczas utkwiony w chodniku.
- Dużo by mówić…Kiedyś powiem, ale nie teraz – kiwam głową, jeżeli nie chce o tym rozmawiać tonie będę naciskać. Wiem, że tak jest lepiej. Nie pytam. Odpowiedzi same przyjdą jak grudniowy śnieg, trzeba na nie tylko troszkę poczekać. Być cierpliwym i nie narzekać. Dochodząc do sali Amelii, staram się opanować. Udać, że wszystko jest pod kontrolą. Klara robi to samo. Uśmiech przybieramy na twarz staranie, tak aby blondynka nie zorientowała się, że jest wyreżyserowany.
Szturcham Klarę w ramię, kiedy na krzesełkach pod salą Amelii dostrzegam śpiącego Bartka. Okryty kocem, z zaczerwienionymi oczami policzkami mokrymi od łez.
- Bartek co ty tu robisz? Jak Amelia cię zobacz… – siatkarz podnosi się szybko, chyba trochę za szybko, bo siata na krzesło z powrotem, łapiąc się z głowę. – Bartek? –Zaalarmowane jego stanem podchodzimy do niego, siadając obok.
- Nigdzie nie pójdę nawet nie próbujcie mnie przekonywać – mówi zdeterminowany. Ale ta determinacja jest głupotą w jego wykonaniu. Wzdycham. Wiem, że go nie przekonam i nawet nie chcę próbować.
- Kiedy ty ostatnio coś jadłeś? – niebieskie oczy Bartka, spoglądają na Klarę bez jakiegokolwiek wyrazu.
- Nie wiem. Nie jestem głodny.
- Musisz jechać do domu. Wykąpać się,porządnie wyspać i najeść, nie możesz tu siedzieć non stop – podejmuję próbę przekonania go do swoich racji i widzę, że mięknie.
- Nie chcę jej zostawiać samej.
- My tu będziemy.Poczekamy na ciebie, dopóki nie wrócisz.
I tak robimy. Siedzimy w sami z Ami od dwóch godzin, a nasze rozmowy nie nachodzą na drażliwe tematy. Właściwie rozmawiamy o wróżkach, o dinozaurach, każda z nas mydli oczy pozostałym, że jest okej. I choć Klara nic nie powiedziała, wiem, że coś jest u niej nie tak.
- Bartek nadal siedzi przed salą i myśli że o nim nie wiem? – Amelia przerywa tą czczą paplanie. Kręcę głową, a ona wyraźnie się uspokaja.
- Odesłałyśmy go do domu.
- To dobrze. Siedział na tym korytarzu od wypadku, prawie nie odchodząc. Dzisiaj zasną na siedzącą trzęsąc się z zimna. – wyczuwałam w jej głosie zmartwienie. Amelia może mówić co chce, lecz nigdy nie przestanie kochać Kurka.
- Pielęgniarka dała mu koc – blondynka kręci głową na słowa Klary.
- Ja mu go zaniosłam, gdy spał. Bałam się, że…
- Wybaczysz mu? –utkwiłam wzrok w Amelii, czekając aż odpowie na pytanie narzeczonej Bartmana.
- Żaden jego gest,słowo ani nawet dotyk, nie potrafi wynagrodzić tej krzywdy. Nie, nie wybaczę mu. Jak tylko wydostane się z tego więzienia, złoże pozew o rozwód – kula pęka.Bajka się kończy. Amelia jest konsekwentna i wiem, że każde jej słowo jest przemyślane. Obawiam się na nastał koniec epoki trwałych małżeństw, związków,przyjaźni. Wszystko gdzieś ulatuje. Rozpada się i ginie, a my nie potrafimy temu zaradzić. Boję się, że Bąkiewicz rozwali moją bajkę. Że Kubiak opuści mnie właśnie przez niego. Dlatego jak najszybciej muszę pozbyć się intruza z mojego nowego życia. Wypędzić go jak najdalej od mojej rodziny.
Amelia:
Może podchodziłam do tego zbyt protekcjonalnie, może zbyt wiele oznak nadchodzącego zła po prostu przegapiłam? W końcu musiało coś być narzeczy. Musiałam coś zauważyć. Musiałam to zignorować, udać że tak naprawdę to nic wielkiego. Jakikolwiek znak, który przegapiłam. Lecz nic nie nasuwa mi się na myśl. Nie wracał późno do mieszkania, nie imprezował, nie zostawiał mnie samej. Więc kiedy? Może to wszystko to moja wina? Może zaniedbywałam go w jakiś sposób? Może moje ciało, nie jest już takie jak powinno? Setki pytań kłębiły mi się w głowie. I żadnej odpowiedzi. Spoglądam na przyniesioną przez pielęgniarkę tacę z jedzeniem i zbiera mi się na wymioty. I wcale nie chodzi o to, że jest niedobre, po prostu czuje wstręt. Nie chce jeść. W końcu nie muszę już martwić się o tą małą fasolkę wewnątrz mnie. Jej już nie ma. Może to o to chodziło? Może przytyłam i Bartka już nie pociągało moje ciało? Znalazł sobie szczuplejszą i seksowniejszą. Skoro dla Bartka byłam za gruba, to schudnę. Skoro za głupia, to zmądrzeje, niech mi tylko powie co było nie tak.
Ale jak ma mówić, skoro go nie słucham? Po co mam to robić,skoro do niego nie wrócę? Dlaczego tak bardzo mi zależy, skoro wcale nie chcę żeby mi zależało? Przenoszę wzrok na zamknięte drzwi. Wiem, że za nimi siedzi.Wiem, że chciałby być teraz w środku, przytulić mnie, pocałować, dotknąć. A ja chcę, żeby tu była, a zarazem nie chcę. Nie myśląc już dłużej, po prostu wstanie i otwieram drzwi. Nasze oczy spotykają się na sekundę, lecz przerywam to, wołając go do środka. A on wchodzi, zamyka delikatnie drzwi i patrzy na mnie.
- Amelia…
- Nie chcę słuchać twoich przeprosin, tego jak błagasz o wybaczenie, nie chcę słuchać kłamstw.Chcę tylko wiedzieć dlaczego. Dlaczego to zrobiłeś? – stoję naprzeciwko niego z zaciętą miną, starając się zapanować nad bijącym sercem. Moje ciało aż krzyczy żeby się do niego przytulić, żeby wypłakać się w jego ramionach i powiedzieć mu jak bardzo cierpię z powodu straconego dziecka. Jak bardzo chciałam być mamą,trzymać na rękach chłopca podobnego do niego. Powiedzieć mu jak bardzo go kocham. Ale nie mogę nie potrafię, za bardzo mnie zranił.
- Nie wiem. Amelia na prawdę nie wiem. I wiem, wiem, że spieprzyłem ci życie. Nie mam prawa błagać o wybaczenie. Nie zasługuje na ciebie i wiem o tym doskonale. Wiedziałem o tym,w dniu kiedy po raz pierwszy się spotkaliśmy. Mimo to kocham cię całym sercem.Kocham i zawsze będę – płacze a ja razem z nim. Mimo to stoimy oddzieleni od siebie czekając na to co zrobi druga osoba. Nie wiem czy dobrze robię, lecz moje pragnienia biorą górę. Wtulam się w ramiona Bartka, płacząc i krzycząc.Krzyczę na niego, bije go, obejmuje ramionami i wciąż powtarzam, że zabiłam nasze dziecko. Przepraszałam go, choć nie wiem dlaczego, biłam go za to, że mnie zdradził, pozwalałam się przytulić po to by mnie uspokoił. Płakaliśmy razem,objęci przez macki rzeczywistości i bólu. Bólu który rozdzierał nasze serca.
Pod koniec dnia, Bartek wciąż był przy mnie, lecz w głębi duszy wiedział, że to nic nie zmieni. Nie potrafię mu wybaczyć mimo iż tak bardzo mnie do niego ciągnie. Nasza historia dobiega końca i nie będzie miała happy endu. Nie tym razem.
- Przepraszam cię –mówi wpatrzony w krajobraz za szybom, kiedy już całkowicie spokojna siedzę obok na szpitalnym łóżku. Kiwam lekko głową, nie znajdując słów, których mogłabym teraz użyć
- Kocham cię Bartek, to się nie zmieni z dnia na dzień, ale nie potrafię ci wybaczyć, zapomnieć.
- Też cię kocham,zawsze kochałem, to się nigdy nie zmieni. Może gdybym dał ci czas, mogłabyś…
- Jutro wychodzę,przyjadę po swoje rzeczy i przeniosę się do Klary i Zbyszka – przerywam mu,obawiając się tego co mógłby powiedzieć.
- Ale wrócisz,prawda? Wrócisz do mnie? – widzę strach w jego lazurowych tęczówkach, rozumiem go, ja też się boje. Boje się życia bez niego, ale wiem, że nasze drogi w tym momencie się rozchodzą.
- Nie Bartek, nie wrócę. Podjęłam już decyzję. Teraz stąd wyjdź i zostaw mnie samą, już nigdy nie wracaj. – widzę ból wypisany na jego twarzy. Lecz podnosi się z miejsca nie spoglądając nawet w moją stronę. W ostatniej chwili ściskam jego dłoń, a on przystaje i odwraca się powoli.
- Pocałuj mnie mocno zanim odejdziesz – szepcze i już po chwili czuję ciepłe wargi bruneta na swoich. Wiem, że to nierozsądne, że w ten sposób daje mu nadzieję, lecz nie potrafię inaczej. To tak jakbym nie chciała żeby odchodził. Ale wiem, że to konieczne, wiem, że nigdy więcej mu nie zaufam. Sama miłość nie wystarczy.
Po chwili zostaje sama nadaj czując jego dotyk, jego perfumy. Z podkulonymi nogali leżę na łóżku, pozwalając łzom spokojnie płynąć. Żal jaki mnie przygniata jest tak ogromny, że utrudnia mi oddychanie. Zaryzykowałam wszystko oddając swoje serce dla Bartka. I czy czyni mnie psychicznie chorą to, że tego nie żałuję? Jest gorzej, mimo wszystko mogłabym cierpieć jeszcze bardziej, żeby tylko znów wrócić to tamtych dni gdy byliśmy szczęśliwi. Do dnia naszego ślubu. Pamiętam że tak bardzo się bałam,bałam się, że zamiast -„tak”, usłyszę – „nie”. I mino, że byłam pewna uczuć Bartka, strach był silniejszy. Lecz nie usłyszałam -„nie”. Tego dnia promieniałam szczęściem, czułam że jestem na właściwym miejscu.
Deszcz przestał padać tak nagle, że w całym pomieszczeniu zrobiło się przerażająco cicho. Tak cicho, że mogłam słyszeć bicie własnego serca, które mimo iż jest złamane, pracuje nienagannie. Może trochę zbyt głośno, bo przypomina mi, że do kogoś należy. Rytm jaki wybija układa się w imię, które słyszę tak głośno i dobitnie. Nie mogę już tego znieść, lecz ten ból, jest jakby satysfakcjonujący. Bo wiem, że nadal jestem człowiekiem, że żyje. Życie składa się głównie z cierpienia, więc muszę żyć. Z tą myślą zasypiam, przy akompaniamencie serca wybijającego jego imię.
Zajęta maturami zapomniałam, że wczoraj miałam dodać nowy rozdział. Przepraszam, już nadrabiam zaległości.
Jednak wybór biologii jako przedmiotu dodatkowego nie był najlepszym wyborem. Ogarnięcie tego zajmuje mi tyle czasu, że nie mam nawet siły by pisać. Na szczęście, matematykę mam już za sobą ;)
Następny rozdział za dwa tygodnie ;)
Nie chciałabym znaleźć się w skórze Amelii,bo na pewno nie jest jej łatwo. Jedyne, co na pewno nie uda jej się zrobić, to przestać kochać Bartosza. Nie wiem,co też go ugryzło, że zaczął zdradzać swoją żonę,tym bardziej, że przecież żałuje,a to znaczy, że ją kocha równie mocno,co ona jego. Mówią, że to ciężko za kobietami nadążyć,jednak w tym przypadku jest zupełnie inaczej...
OdpowiedzUsuńWiem, że Zuza może mieć żal do Bąkiewicza,a i Michał zachował się jak nieodpowiedzialny smarkacz,ale ma dziecko. Dziecko, które na zawsze będzie ich łączyć. Powinien poznać tą Małą kruszynkę bliżej, bo ma do tego prawo. Zuza też pewnie, by tego pragnęła będąc na miejscu bruneta. Skoro już wyzbyła się do niego uczuć,i kocha Kubiaka,nie powinna mieć żadnych problemów z tym,aby jej dziecko poznało swojego ojca. Biologicznego ojca.
Pozdrawiam :)
nie rozumiem kompletnie Bartka:/ widać, że kocha Amelię a zrobił jej takie okropne świństwo, czytając jej odczucia aż serce się krajało:( nie mam pojęcia czego szuka Bąkiewicz jak tak potraktował Zuzkę...ogarnął się? Chłopie chyba trochę za późno!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
http://www.niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/
Biologia jest spoko, chętnie bym się jej pouczyła za ciebie. :)
OdpowiedzUsuńW zasadzie to ja rozumiem ból Amelii. Tak bardzo kochała Bartka, a on tak bardzo ją zranił, zniszczył wszystko to co najpiękniejsze w małżeństwie. Tak naprawdę to chciałabym, żeby tylko on cierpiał, żeby zrozumiał swoje błędy, a nie i ona również. Dlaczego to życie musi być tak bardzo skomplikowane? Jednakże dobrze, że postanowiła to zakończyć. Nie ma sensu się męczyć i dawać nadzieję, w takiej sytuacji trzeba twardo i zdecydowanie, nie ma, że boli.
A Bąkiewicz w roli takiego sukinsyna to mnie po prostu zbił z tropu, nie spodziewałam się tego po nim. Następny, które swoje błędy rozumie po fakcie dokonanym, typowe męskie społeczeństwo.